W erze Internetu i telefonów komórkowych, kiedy rozmowy telefoniczne
są horrendalnie drogie, a nasze władze wciąż podnoszą stawki podatku na
usługi telekomunikacyjne, coraz bujniej rozwija się pheaking.
Pheakerzy to ludzie, którzy za wszelką cenę starają się uzyskać możliwość
tańszego bądź bezpłatnego prowadzenia rozmów telefonicznych. Na Zachodzie,
gdzie systemy telefoniczne, centrale korzystają z komputerów i są
połączone w sieć, proceder polegający na włamywaniu się do tychże systemów
kwitnie w najlepsze. Jednak dopóki nasz ukochany monopolista - "Telekomuna
Polska Szajka Akcyjna" zarządza większą częścią infrastruktury
telekomunikacyjnej w kraju, dopóty nie musimy się obawiać włamań. Wiele
central to zabytkowy złom, ich konstrukcje zatrzymały się na przełomie XIX
i XX wieku, kiedy to przedsiębiorca pogrzebowy, pan Strowger, wymyślił
pierwszą na świecie centralę automatyczną. A od tego czasu wiele się w tej
dziedzinie zmieniło.
Bezpłatny automat telefoniczny
Jeżeli chodzi o próby darmowego wykonywania rozmów telefonicznych,
dotychczas największym powodzeniem cieszyły się automaty telefoniczne.
Najprostszym sposobem było wpięcie się na "pająka" w kable biegnące do
automatów. Od pewnego czasu kable te zaczęto umieszczać w specjalnych
metalowych rurkach, uniemożliwiających szybkie i wygodne podpinanie się.
Jedną z najbardziej modnych metod na dzwonienie za darmo z automatów
wrzutowych (ale wyłącznie z tych małych z tarczą) było uderzanie ich
poniżej wlotu żetonu. Zazwyczaj powodowało to, że automat zaliczał
uderzenie... jako żeton. W odpowiedzi na tak brutalne praktyki ze strony
użytkowników, TP SA wzmocniła obudowę aparatów telefonicznych, co
uniemożliwiło korzystanie z tak prostych sposobów oszustwa. Jak do tej
pory, najwięcej energii młodzi pheakerzy zużyli na opracowanie sposobu na
zwiedzenie automatów na karty magnetyczne.
Urządzenia te, jako pierwsze w Polsce, mogły wybierać numer w systemie
tonowym, a nie - jak do tej pory - w systemie pulsacyjnym. Zatem, w ramach
unowocześniania infrastruktury telekomunikacyjnej, obsługa central włączała
funkcję wybierania numerów w sposób tonowy dla numerów automatów
korzystających z kart magnetycznych. Nie minęło wiele czasu, a sytuację tę
zaczęto wykorzystywać. Wystarczyło zaopatrzyć się w Tone Dialer, czyli małe
urządzenie z klawiaturą jak w telefonie, które generowało "tony" (często
sprzęt taki dodawany jest do automatycznych sekretarek, aby umożliwić
zdalne odsłuchanie nagranych wiadomości). Wystarczyło więc przyłożyć je do
mikrofonu w słuchawce, wykręcić żądany numer i rozmawiać do znudzenia.
Jednakże ze względu na zbyt duże straty finansowe, nasz narodowy operator
założył nowe blokady. Polegają one na tym, iż mikrofon telefonu jest
uaktywniany dopiero po nawiązaniu połączenia, co wyklucza możliwość
skorzystania z bezpłatnego połączenia, wykorzystując banalne metody oszustwa.
Kiedy zawiodła ta metoda, zaczęto szukać innych, tym razem skupiono się na
samych kartach magnetycznych. Mimo wypowiedzi bossów TPSA, iż nie da się
podrobić takich kart, rozpoczęto prace nad konstrukcją karty służącej do
telefonowania w sposób jak najmniej obciążający kieszenie pheakerów.
Początki były trudne - zaczynano od pokrywania kart różnego rodzaju lakierami,
co raczej nie pomagało, poza tym tak przerobione karty nadawały się już tylko
do wyrzucenia. Wreszcie ktoś wpadł na genialny pomysł - przecież ten czarny
pasek to taśma magnetyczna. Od tej pory rozpoczęto próby naklejania na karty
różnego rodzaju nośników magnetycznych, co przeważnie kończyło się
zablokowaniem jej w automacie. Innym, dość ciekawym rozwiązaniem była karta
Read Only. Takie zabezpieczenie przed zapisem pozwoliłoby korzystać z niej
praktycznie bez żadnych ograniczeń. Niestety, w przypadku kart Read Only
skończyło się na koncepcjach i dyskusjach.
W końcu po długich naradach pocztą elektroniczną pojawiło się ważne pytanie -
czy można skopiować dane z jednej karty na drugą. Próbę taką podjęło
równocześnie wiele osób. Do osiągnięcia tego szczytnego celu wykorzystano
stare magnetofony szpulowe, gdyż tylko one posiadały głowice o odpowiedniej
szerokości, które pozwoliły objąć cały pasek karty. Na początku dane
odczytane z karty samplowano i obrabiano na komputerze, a po wzmocnieniu
dźwięku - ponownie zapisywano. Niestety, metoda ta sprawdzała się niezwykle
rzadko - karta raczej nie nadawała się do użycia, dlatego też podjęto pracę
nad kolejnym sposobem pominięcia TP SA w rozliczeniach. Pewnego pięknego dnia
wreszcie dotarło do nas pierwsze doniesienie o udanej próbie skopiowania kart.
Otóż w domowym zaciszu pewien człowiek na jednej linijce zamontował dwie głowice
ze starego magnetofonu szpulowego, nagrywającą i odtwarzającą. Na biurku położył
nową, 100-impulsową, oryginalną kartę oraz kartę fałszywą, zrobioną z przyciętej
do odpowiednich rozmiarów karty do gry, z naklejonym paskiem taśmy VHS. Jednym
ruchem ręki przeciągnął równocześnie obiema głowicami po obu kartach. Po próbie
pobiegł do pobliskiego automatu, aby sprawdzić efekty doświadczenia. Radości
nie było końca, kiedy okazało się, że eksperyment się powiódł. Automat odczytał
100 jednostek, z których większość udało się bez problemu wykorzystać. Jednakże
niedokładne wykonanie fałszywej karty spowodowało awarię telefonu, będącą
wynikiem zablokowania się karty wewnątrz. Odtąd coraz częściej pojawiały się
informacje o udanych próbach kopiowania kart. Dzięki dogłębnemu zbadaniu
technologii podrabiania kart magnetycznych, odkryto domowymi sposobami, na jakiej
zasadzie odbywa się nagrywanie impulsów. Impulsy na karcie nagrane są w postaci
"sygnałów" o dużej częstotliwości umieszczonych w bardzo bliskiej odległości.
Podczas rozmowy telefonicznej aparat systematycznie je kasuje.
Dość skuteczną metodą było także dwukrotne posłużenie się jedną kartą. Technika
ta wymagała częściowego wycięcia nośnika z kart oraz naklejenia go odwrotnie
(tyłem do przodu) przy jednoczesnym pozostawieniu początku, gdzie prawdopodobnie
znajduje się sygnał synchronizacji i inne dane niezbędne do poprawnego działania
karty. Całość wystarczyło podkleić od spodu taśmą klejącą. Niestety, zaczęto
produkować karty z węższym paskiem magnetycznym, co uniemożliwia odwrócenie go.
Prace nad wynalezieniem idealnej karty, dzięki której można byłoby dzwonić przez
telefon praktycznie bez ograniczeń, nie narażając się na ponoszenie wysokich
kosztów na rzecz monopolisty, trwają dalej, a ponieważ "Polak potrafi" -
wcześniej czy później sposób taki zostanie opracowany.
Inne, znacznie trudniejsze zadanie mieli niemieccy hakerzy, którzy musieli
wykazać się nie lada pomysłowością. Budowa karty telefonicznej niemieckiego
Telekomu opiera się na wmontowanym w kartę mikroprocesorze. Lecz i to nie
pomogło, o rozgryzienia zasady działania karty wystarczyła fachowa literatura
oraz noc z kilkoma kolegami w odosobnionej budce telefonicznej ze specjalnie
spreparowaną kartą połączoną z laptopem. Dzięki temu pheakerzy zza zachodniej
granicy w prosty sposób rozpracowali zasadę działania Smard Cards, używanych
przez Deutsche Telekom. Do wyprodukowania fałszywych kart wystarczyło teraz
tylko zdobyć odpowiednio cienki mikroprocesor. Podobną pomysłowością już
niedługo będą się mogli popisać nasi rodacy, gdyż po zakończeniu przetargu,
automaty na karty chipowe zaczną pojawiać się i na naszych ulicach.
Za darmo z domu
Po fali zainteresowania bezpłatnymi rozmowami z ulicznych automatów
telefonicznych przyszła pora na bardziej wyrafinowane metody. W Polsce, ze
względu na to, iż większość central to kilkudziesięcioletnie starocie,
nadające się tylko na złom, nie jest jeszcze możliwa ingerencja w ich systemy
billingowe czy włamywanie się do systemów obsługi (czyli komputerów sterujących
centralami), jak to można nieraz zobaczyć w zachodnich filmach. Jednakże już za
kilka lat, wraz z rozwojem polskiej sieci telekomunikacyjnej i budową nowych
cyfrowych central, pheaking tego typu będzie stanowić dla TP SA realne zagrożenie.
Aby telefonować za darmo z własnego domu, warto poznać tzw. bramkę - założony
gdzieś numer, po połączeniu z którym słyszymy w słuchawce sygnał ciągły. Oznacza
on, że używając wybierania tonowego, możemy zadzwonić gdzie tylko chcemy na koszt
właściciela numeru. W taki właśnie sposób w jednym z naszych miast duża firma
poniosła ogromne straty, kiedy jeden z jej pracowników założył obejście na
zakładowej centrali telefonicznej. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nikt tego nie
znalazł. Okazało się jednak, że informacja o obejściu rozniosła się w
błyskawicznym tempie i wiele osób zaczęło korzystać z niego, narażając
firmę na znaczne straty pieniężne.
Z komórki za friko
Wraz z pojawieniem się telefonii komórkowej zaczęto podejmować próby dzwonienia
z aparatów komórkowych "za friko". Otóż w przypadku telefonów analogowych
(Centertel) możliwość taka istniała tylko wtedy, gdy ktoś zgubił telefon i nie
zablokował go od razu u operatora. Wówczas nieuczciwy znalazca mógł sobie trochę
poswawolić. Inaczej się dzieje w przypadku telefonów cyfrowych GSM, gdzie numer
i inne dane przypisane są do karty SIM, a nie do telefonu. Na tzw. czarnym
rynku krążą karty aktywacyjne zarówno Ery, jak i Plusa, w cenie od 400-600 zł,
aktywowane na fałszywe dane i działające do momentu pierwszej kontroli płatności
rachunku. Właściciel takiej "fałszywej" karty dzwoni sobie z niej do oporu, aż
do momentu jej zablokowania. Pojawiły się także doniesienia o kartach -
duplikatach legalnych kart aktywacyjnych, które pozwalają na korzystanie z sieci
na koszt innego abonenta. Jednakże doniesienia te nie są na razie sprawdzone.
Samo dzwonienie za darmo to nie wszystko. Wraz z wejściem do naszego kraju
telefonii GSM rozwinął się handel samymi telefonami, przez co na rynku zaczęły
się pojawiać telefony kradzione. Często się zdarza, że numery IMEI (numer seryjny)
są wpisane u operatorów na tzw. czarną listę, co powoduje, że dany telefon nie
może być użyty w konkretnej sieci. Dlatego też dość szybko znaleźli się ludzie,
którzy - za odpowiednią opłatą - umieją tak pobawić się telefonem, że zmienią
jego numer IMEI na fałszywy. W efekcie sieć komórkowa nie jest już w stanie
stwierdzić, że aparat pochodzi z kradzieży. Inną, cieszącą się dużym powodzeniem,
usługą świadczoną przez różnych specjalistów jest zdejmowanie tzw. SimLocków,
czyli blokad aparatów zabezpieczających urządzenie przed współpracą z kartą
innego operatora sieci GSM.
Dopóki ceny za połączenia telefoniczne będą utrzymywać się na tak wysokim poziome
jak obecnie, a do tego jakość usług telekomunikacyjnych będzie marna, dopóty
zawsze znajdą się ludzie kombinujący, jak by tu skorzystać z telefonu za jak
najmniejsze pieniądze. W myśl pheakerskiej ideologii - niemoralne jest
korzystanie z połączeń darmowych w taki sposób, że płaci za nie ktoś inny
(pajęczarze czy blokowanie automatów telefonicznych w celu kradzieży kart).
Przerzucenie części opłat za rozmowy telefoniczne na niczego nie spodziewających
się operatorów telekomunikacyjnych, którzy ściągają z nas i tak wielkie pieniądze,
jest - według wielu osób - absolutnie dopuszczalne.
Marcin (OleY) Olejniczak,
olej@polandmail.com
|