Zaczęło się to dość prosto - zrobiłem prymitywny nadajnik UKF by w kuchni można było słyszeć tę samą muzykę, co ta puszczana w pokoju z magnetofonu. Ku mojemu zdziwieniu, cudeńko składające się tylko z ośmiu elementów (!) działało.
Na tym bym pewnie poprzestał, gdyby nie wakacje w Wyszogrodzie. Zdenerwowany dobiegającymi zewsząd straszliwymi rykami siedzących przed telewizorami kibiców (mistrzostw świata w piłce nożnej), postanowiłem się zemścić.
Przy okazji małej wycieczki do Płocka, w sklepie z elektroniką (dla dokładności z podzespołami do naprawy rtv) kupiłem garść odpowiednich części. Po powrocie wykorzystałem doświadczenie, jakie nabyłem przy domowym nadajniku. Tym razem projekt był znacznie bardziej zaawansowany - nadajnik zawierał DWA tranzystory ;-). Bardzo ułatwił mi sprawę fakt, że pierwszy program TV nadawany z Warszawy miał fonię na początku pasma UKF (65,75 MHz jak dobrze pamiętam) - strojenie było prostsze, zaś sam sygnał TV z Warszawy był stosunkowo słaby, więc prosto było go zakłócić. Gdy zobaczyłem jak dobrze to działa, przebudowałem nadajnik tak, by był przenośny. Podłączyłem urządzenie do walkmana i wybrałem się na spacer z muzyką Elvisa Presleya (albo Hackenbusha) słyszalną nie tylko ze słuchawek ale także z głośników okolicznych telewizorów. Kibole domowi dostawali wścieklizny, gdy zamiast komentatora słyszeli energiczne rock and rolle albo soczyste bluzgi. Bardzo mi się to podobało, gdyż po pierwsze zemsta została dokonana a po drugie otworzyła mi oczy na możliwości nawet tak prostych urządzeń. |
Po głębszym przemyśleniu zakupiłem w wyszogrodzkim domu handlowym stosowny symetryzator ("na
Warszawę", czyli na pasmo 1-5, ten drugi na 21-60 zwany był "na Sierpc") i podłączyłem nadajnik do starej anteny telewizyjnej. Wbrew pozorom, sfatygowana antena dipolowa działała znakomicie jako antena nadawcza. Nie miałem wtedy reflektometru by dokładniej dostroić nadajnik i antenę, jedyne co mogłem wykorzystać to stary miernik Lavo-1 z 1965 roku. Udało się i "stacja" zaczęła nadawać regularnie, umilając oglądanie nudnych meczy. Jak się potem dowiedziałem, siła sygnału była na tyle duża, że transmisję słyszało pół Wyszogrodu! |
Znudziłem się dość prędko i postanowiłem rozwinąć sukces. Ile można się mścić? Przestroiłem nadajnik nieco wyżej by tym razem niczego nie zakłócał i puszczałem muzykę. Częstotliwość była diabelska - 66,6 MHz. Aby rozreklamować nadającą sporadycznie stację, wysprejowałem niedaleko knajpy Wrzos (już nie istnieje) napis "radio 66,6 MHz - wakacje od 16". Napis był tylko w tym jednym miejscu, ale jak się potem okazało - reklama odniosła skutek.
Nie miałem wielu kaset, poza tym nie mogłem nic gadać, bo ktoś by mnie poznał po głosie. Dlatego nadawałem tylko muzykę, mniej więcej półtorej godziny ale za to codziennie i właśnie po 16. Któregoś dnia włączyłem sprzęt, puściłem walkmana i wyszedłem na spacer. Okazało się, że radio w delikatesach było ustawione właśnie na tę stację...
Nikt nie połączył mojej skromnej osoby z breweriami na 66,6 MHz, jedynie koleżanka się coś być może domyślała gdy usłyszała dwie piosenki w tej samej kolejności. Naprędce powiedziałem, że nagrałem z jakiegoś radia wczoraj. Chyba pomogło, chociaż nie jestem tego pewien. Z tego co wiem, to wyjechała z Wyszogrodu z mężem i dwojgiem dzieci. Kiedyś miała sklep, co robi teraz - nie wiem.
Zdjęcie tej koleżanki pojawi się niebawem.
Po powrocie z Wyszogrodu, wypróbowałem działanie nadajnika w Warszawie. Niestety słaba, nisko usytuowana antena oraz mała moc ograniczyła zasięg tak dalece, że audycje dawały się odbierać co najwyżej w promieniu kilkunastu domów. Generalnie w dużych miastach są potworne zakłócenia, przez które sygnał musiałby się przebić. Były dwa wyjścia - podnieść moc nadajnika do odpowiedniego poziomu albo przenieść antenę gdzie indziej.
Najpierw spróbowałem pierwszego rozwiązania. Naprędce zbudowałem nową antenę oraz naprawdę solidną dopałę (stopień końcowy miała na ruskiej lampie nadawczej). Moc miała nie od parady ale była tak prostacka i nie odfiltrowana, że prawie wszystkie telewizory "były moje". Śmieciła Bóg wie gdzie, zatem diabelskie radio 66,6 MHz nie mogło nadawać długo. Na szczęście miałem wtyczkę w PAR - Państwowej Agencji Radiokomunikacyjnej (zwanej potocznie i dosadnie parówą). Wiedziałem kiedy ta instytucja wkracza do akcji i miałem pewną rezerwę bezpieczeństwa. Gdy kolega przez radio powiedział mi niby mimochodem, że
"parówa się gotuje" to wiedziałem, że trzeba wyłączyć nadajnik. Następnego dnia usłyszałem słynne
"parowóz jedzie powoli" co znaczyło, że PAR z grubsza ustalił strefę skąd nadaje piracka stacja i przystępuje do dokładnego namierzania za pomocą sprzętu w samochodzie. Nadajnik został wyłączony natychmiast, bez żadnej zapowiedzi, szybko zdemontowany i bezpiecznie schowany.
PAR nigdy mnie dokładnie nie namierzył.
Wiedziałem, że nadawanie małą mocą tak, by niczego nie zakłócać, rzadko powoduje natychmiastową interwencję PARu. Postanowiłem zmienić lokum tak, by wysoko zainstalowana antena dawała dobry zasięg bez używania monstrualnej dopały. W zasadzie scedowałem tym nadawanie na kolegę, zapewniając mu sprzęt. Aby jakoś uświetnić Państwową Agencję Radiokomunikacyjną, której nie udało się mnie namierzyć, nowe wcielenie radia trzy szóstki zostało nazwane "Radio Parówa".
Nauka nie idzie w las. Po pierwsze nadajnik został gruntownie przeprojektowany tak, by jakość sygnału była co najmniej taka jak w gorszej jakości homologowanym sprzęcie fabrycznym. To bardzo trudne zadanie, ale się udało. Po drugie należało zakamuflować antenę tak, by była ostatnią rzeczą, którą PAR czy policja wzięłyby pod uwagę podczas oględzin dachu. Obudził się we mnie Pomysłowy Dobromir - jako antenę wykorzystałem cały maszt wraz z nieużywaną anteną zbiorczą (blok miał kablówkę a anteny nikt nie konserwował). Podłączenie wykonałem sprytnie, udając instalację odgromową. Idąc za ciosem, znalazłem na złomie taką samą szafkę instalacyjną jak te używane w maszynowni windy. Zainstalowałem ją obok, kumpel zrobił szablon i całość udawała jakiś element awaryjnego zasilania.
Do czasu nakrycia stacji, gdy chłopaki z PARu poszli po kablu do nadajnika (po
nitce do kłębka) nikt się nie skapował, że oprócz starych zdezelowanych puszek bezpiecznikowych był tam nadajnik!
Sygnał do nadajnika był najpierw wysyłany kablem telefonicznym. Niestety PAR jest cierpliwy, zaś każdy kabel ma dwa końce ;-). Ryzyko było spore, pozostawała zatem tylko łączność bezprzewodowa. Najpierw kumpel wykonał łącze radiowe pracujące na bardzo wysokich częstotliwościach (antena oraz urządzenie nadawcze widoczne po lewo). Wtedy PAR nie miał sprzętu na to pasmo, ale zdaliśmy sobie sprawę, że jest to tylko kwestia czasu aż będą mieli. Na radiołączu nadawaliśmy może miesiąc, może dwa. |
Następny pomysł był mój, był jeszcze prostszy w konstrukcji, trudniejszy do wykrycia i bardziej niezawodny - wykorzystaliśmy podczerwień. "Rozgłośnię" przenieśliśmy do innego kumpla, kupiłem garść diod nadawczych na podczerwień (takich jak stosowane w pilotach), element odbiorczy od zdalnego sterowania z jakiegoś polskiego telewizora oraz wielką ruską latarkę. Odbiornik zamocowaliśmy w dziurze w ścianie na dachu. Na oknie kumpla postawiliśmy latarkę z diodami zamiast żarówki, wycelowaliśmy i podłączyliśmy do prostego układu. Za drugim razem się udało wycelować dobrze. Dla kamuflażu przykryliśmy latarkę jakąś reklamówką. Działało tak aż do końca, gdy PAR jednak znalazł nadajnik na dachu. Długo im zeszło ;-). W międzyczasie na czarnej kasecie przychodziły do nas sążniste i soczyste życzenia także pod kierunkiem PARu, czasami padały nawet nazwiska, które zagłuszaliśmy puszczając ton "piiiiii". Całość była odtwarzana w odcinkach w specjalnym bloku audycji.
Mieliśmy
następującą ramówkę:
- pobudka z laską - nagrane przez kolegę ze skanera rozmowy byznesmenów o
personelu agencji towarzyskich (tak to nazwijmy). Mieliśmy tego sporo i często
puszczaliśmy.
- hotdog czyli szybka przekąska - krótkie telefony do kogoś o nieco
bezsensownej treści. Na przykład dzwoniliśmy do szkoły, chcieliśmy rozmawiać
z dyrektorką i narzekaliśmy że nam cieć spuścił cegłę na dach fiata jak
jechaliśmy po kochankę pod szkołę. I kto nam za to zapłaci!!! Ja szkołę
do sądu pozwę!! I tak dalej. Niesłychanie pomocny był magnetofon reporterski
marki AIKO.
- deser czyli audycja autorska według jakiejś myśli przewodniej zazwyczaj
zakręconej jak świński ogonek. Bywały tutaj opowiadania dziewczyn, porady w
dziedzinie seksu, krótkie skecze (zazwyczaj bardzo mocnym językiem mówione).
- gorąca parówa na dobranoc czyli straszliwe bluzgi dostarczane nam albo z nasłuchu
CB-radia albo z innych źródeł. Często robiliśmy tak - przychodziliśmy z
dyktafonem pod domofon, naciskaliśmy kilkanaście klawiszy (wybieraliśmy
mieszkania wysoko) i rzucaliśmy krótką wiązankę na rozpęd. Potem samo się
już napędzało ;-). To były naprawdę mocne wiązanki i bardzo je ceniliśmy
za niebywałą wymyślność.
Muzyka - różna, od Toy Dollsów, poprzez ostre techno na jakimś strasznym
czadzie skończywszy.
Czasami nadawaliśmy audycje okolicznościowe odbiegające od ramówki. Aby zrobić zadość nazwie
stacji (sugerującej nie tylko Państwową Agencję Radiokomunikacyjną),
wyemitowaliśmy jedną audycję poświeconą gejom. Prowadził to inny kolega, którego
głos został nieco zmodyfikowany za pomocą przystawki gitarowej. Zawsze tak
robiliśmy, by nie można było nikogo poznać po głosie, ale tym razem
przeszliśmy samych siebie - kumpel, który z natury ma wysoki głos, miał głos
a-la "pedałek”. Muzyka też była programowa - Jimmy Sommerville,
Elton John i tak dalej.
Nigdy nie nadawaliśmy na żywo, zawsze audycja była przygotowywana wcześniej
i nagrywana na kasetę, by potem móc ją odtworzyć bez ryzyka wpadki. Jedna z
audycji, poświęcona muzyce dyskotekowej została zmiksowana na profesjonalnym
magnetofonie wielośladowym. Składam niniejszym podziękowania dla pana Witolda
- przedtem nie mogłem ich złożyć na antenie z oczywistych powodów.
Najbardziej bezsensowną audycją, jaka poszła w eter, była balanga. Coś w
rodzaju później działającego pirackiego radia Pastuch z Bielska (zagłębie
pirackich stacji w Polsce - gorąco pozdrawiamy!). Różnica polegała na tym,
że oni kupowali flachę i "rozpracowywali" przy otwartym sitku (czyli
cały czas na żywo na antenie) zaś my taką samą drobną imprezkę nagrywaliśmy
na kasetę a potem pomontowaliśmy odpowiednio. Dopiero gotowe nagranie poszło
w eter. Były bardzo mocne słowa o panienkach i tak dalej. Z tego co pamiętam,
słuchacze byli przekonani że załoga Parówy się schlała i robiła dym. Właśnie
o takie wrażenie nam chodziło ;).
Dzięki optoelektronice, parówie nigdy nie udało namierzyć ludzi odpowiedzialnych za Radio Parówa. Wyobrażam sobie ich rozczarowanie, gdy zobaczyli, że nie dadzą rady łatwo znaleźć tego, kto zorganizował to jajeczne przedsięwzięcie. Nie ma kabla, nie ma łącza radiowego, nie można zobaczyć gdzie celuje odbiornik podczerwieni..
Pomysły te dedykuję wszystkim miłośnikom pirackiego radia...
stopień audio
stopień audio był zrealizowany na dwóch tranzystorach (BC 549C ?), potem zastosowana preemfaza i kompresja była po stronie nadajnika podczerwieni. Nadawaliśmy mono, stereokodera nie chciało mi się robić. Na początku było doprowadzenie sygnału symetryczną linią kablową 600 omów, symetryzator mikrofonowy, transformatorowy, fabryczny firmy Klotz (!!! ;-) ) - kupiłem na wolumenie kilka zwalonych modułów. Za nimi był dwutranzystorowy filtr przydźwięków sieciowych (zaporowy na 50 i 100 Hz).
Potem w stopniu audio zamiast tego filtru (nie był już potrzebny) pojawił się układ DNL pochodzący z magnetofonu Finezja.
Sygnał podczerwieni był wysyłany modulacją FM na podnośnej 455 kHz, odbiornik ir od jakiegoś polskiego telewizora, wzmacniacz sygnału z modułu Ir przerobiony na rezonansowy, detektor stosunkowy z modułu p.cz. od jakiegoś niemieckiego radia, Czujka Ir była wsadzona w otwór w ścianie i tak umieszczona by nie dało się określić skąd idzie wiązka podczerwieni. Światło słoneczne odcinał kawałek zaświetlonej kliszy złożony na czworo i przyklejony supercementem. Ku mojemu zdziwieniu działało bardzo dobrze! Jakość sygnału była lepsza niż po kablu - brak przydźwięków, praktycznie płaskie pasmo. Po kilku próbach podwyższyłem preemfazę i zmieniłem stałe czasowe prymitywnego kompresora dynamiki..
Poprzednio do zdalnego włączania nadajnika stosowałem prosty układ VOX, w wersji z łączem IR od razu zabudowałem detektor fali nośnej ir, który włączał nadajnik po ok 5 minutach. Pełna automatyka! ;-). Planowałem najpierw podstrajanie VCO za pomocą jakiegoś nadajnika zdalnego sterowania ale nie było to potrzebne. Nadajnik był bardzo stabilny - PAR był przekonany że zastosowałem wysokiej jakości syntezę PLL z niskimi szumami fazowymi. Tymczasem lepszą jakość sygnału osiągnąłem tradycyjnymi metodami:
Powyższa fotka przedstawia pierwszą płytkę jednego z modeli, wersja docelowa różniła się minimalnie rozplanowaniem i bardzo ekranami (była lepiej zaekranowana). Były trzy płytki. |
VCO Generator LC w układzie Colpitssa na BF245, częstotliwość pracy 6,62 MHz, separator także na BF245, oba stopnie zasilane z niskoszumnego stabilizatora. Modulacja waraktorami BB102, sprzężenie pojemnościowe, wstępna polaryzacja dzielnikiem. Korekcja częstotliwości trymerem. Kondensatory generatora dobrane pod względem współczynnika zmian w funkcji temperatury ("większy" był ujemny z tego co pamiętam), cewka z drutu srebrzonego na gotowym korpusie ceramicznym z jakiejś ruskiej głowicy UKF.
Heterodyna premiksera |
Oba generatory w osobnych puszkach ekranujących zamknięte w gorącym, pracującym cały czas termostacie i tak samo działające non stop. Termostat to kilka rezystorów 100Om/2W zasilanych z prostego układu na 2N3055 sterowanego dużym termistorem, sam tranzystor mocy zamocowany do obudowy, odkładane na nim ciepło też grzało układ.
Mieszacz
Gotowy zrównoważony mieszacz na diodach z jakiegoś zepsutego modułu satelitarki (miałem z 10 sztuk), tylko przewinąłem trzy cewki powietrzne.
Fotka przedstawia moduł przed jego rozmontowaniem (płytka z VCO oraz kwarcem
była pakowana po lewo od filtrów, zaś mieszacz wpasowywany u góry po prawo w
miejsce wyciętej oryginalnej heterodyny. Pasowało znakomicie, tylko przewinąć
cewki.
Filtr po mieszaczu (prawa strona)
Separator na BF245, za nim dwuobwodowy filtr LC, wzmacniacz rezonansowy OE na jakimś bipolarnym 2N22xx, filtr dwuobwodowy pasmowoprzepustowy, jednoobwodowy filtr zaporowy na lustrzane 53,4 MHz, wzmacniacz separujący OE 2N22xx
Trzy stopnie OE - 2n22xx, jakiś BSY i BD135, dopasowanie LC, między 1 i 2 filtr dwuobwodowy LC
(cewki od drugiej strony zalane klejem).
Dwa stopnie, 2N3375, 2N 3632 zasilanie 24V z ograniczeniem prądu (gotowy układ z ruskiego zasilacza), wysterowanie raczej niewielkie, potem podwyższone nieco. Wzmocnienie poszczególnych stopni było raczej mizerne w porównaniu do wielu innych takich konstrukcji, ale celem tego nadajnika był dobry, czysty sygnał a nie moc i mała liczba stopni.
Ze względu na koszt tranzystorów nie zachował się żaden egzemplarz,
zastosowałem gotowe rozwiązanie wzorowane na profesjonalnym radiotelefonie.
Dwa razy pi, plus jeden obwód zaporowy na drugą harmoniczną, impedancja anteny 75 omów.
Na końcu prymitywny reflektometr. Gdy swr przekracza ok 3 - znaczące zmniejszenie wysterowania PA ograniczające moc do ok 200 mW. Zadziałało tylko raz, gdy wiatr uszkodził nieco antenę ;-).
Maszt od starej anteny telewizyjnej wraz z dwiema antenami na nim.
Dopasowanie anteny - transformator gamma przypominający instalację odgromową (użyłem oryginalnych zacisków, zaś projekt wykorzystywał drut o takiej samej średnicy jak ten stosowany w instalacji odgromowej).
Bez miernika natężenia pola, odkrycie właściwego zastosowania tej anteny było prawie niemożliwe!
Powstały dwa takie nadajniki, jeden służył nam długo, drugi został sprzedany i wykorzystany przez inne radio,
załóżmy że w Płocku. Nie chciałem ryzykować wpadki. Tamten nadajnik został potem wyposażony przez kogoś w solidną hybrydową dopałę (stopień sterujący na jakimś mosfecie IRF, dwulampowy przeciwsobny stopień mocy na 2x QQE 06/40). Antena - pionowa kolinearna 2x5/8 zakamuflowana jako CB. Widziałem schemat dopały i fotki instalacji całości - profesjonalny sprzęt, podobno od początku nadawali stereo, ale na nieco innej częstotliwości niż my, by niczego nie zakłócać. Nie wiem jak wyglądały ich utarczki z parówą, w ogóle nie znam tamtej stacji. Kto mniej wie, ten jest krócej przesłuchiwany.
Chyba się nie dziwicie, że takie coś mogło dawać naprawdę czysty i bardzo stabilny sygnał. I właśnie o to chodziło. Gdyby nie to, że sygnał był bardzo dobrej jakości, PAR zabrałby się prędzej do
roboty. Nadawaliśmy strasznie obsceniczne rzeczy ;-).
Dzięki wysoko umieszczonej antenie mieliśmy na pewno 20km zasięgu mimo małej mocy nadajnika. Pasmo radiowe 65-74MHz miało miłą własność - przy podniesionej propagacji było nas słychać nawet w Radomiu, gdy odbiorca miał dobrą antenę (empirycznie sprawdzone).
Oceniam, że użycie nadajnika o mocy ok 150W dałoby co najmniej 60 km zasięgu w każdych warunkach propagacji.