Dzwoniliście pod telefoniczną Błękitną Linię? Straciliście nerwy i czas?
Nie dziwcie się - taka jest polityka firmy. Wiem, bo pracuje tam od
samego początku - opowiada "Życiu Warszawy" pracownik Telekomunikacji
Polskiej z 15-letnim stażem.
"Wkurza cię, ze twój telefon nie został naprawiony w dwa, trzy tygodnie?
A gdzie jest powiedziane, że ma być naprawiony szybko? Dział sieci ma na
naprawę 30 dni! O tym oczywiście nie wiesz, bo tego nie wolno nam
powiedzieć."
Gdy termin się przedłuża, monterzy stosują stary chwyt: mówią, że byli w
mieszkaniu, ale ciebie nie było! Nie sposób im udowodnić, że kłamią -
opowiada na łamach "Życia Warszawy" pracownik Telekomunikacji.
Ale może być i tak, że konsultant, który odbiera telefon, nie wpisze
zgłoszenia do komputera. Dlaczego tak się dzieje? Jesteśmy premiowani
za liczbę przeprowadzonych rozmów na zmianie. Optymalny czas rozmów
to cztery minuty. To wystarczy na to, by abonent nakrzyczał na
przyjmujacego, że długo czekał na połączenie i podał swoje dane.
Ale rzadko kiedy wystarczy, by wpisać wszystko co się stało do komputera
- pisze dziennik.
"W ciągu godziny macie przyjmować 16 osób!" - słyszymy. Dla "pospiesznych"
są premie - do 25 proc. Przy zarobkach 2000 - 3000 zł na rękę ma to swoją
wartość. Rozmowy z klientami są podsłuchiwane. Często słyszę "Kończ już
to gadanie". Nie wolno nam pod groźbą utraty pracy, podawać nazwisk,
numerów telefonów, czy jakichkolwiek namiarów na swoich przełożonych -
opowiada pracownik Telekomunikacji Polskiej "Życiu Warszawy"
|