Używają skomplikowanych "phreakomatów" lub zwykłych zapalarek do gazu. Wpinają się
w cudze linie. Dzwonią za darmo
---------------------------
Złodzieje impulsów
---------------------------
LESZEK KRASKOWSKI
Rachunek telefoniczny opiewający na 100 tysięcy złotych otrzymał student z Warszawy,
który wynajął mieszkanie złodziejowi impulsów. Komputer podłączony przez nieuczciwego
lokatora do linii telefonicznej przez trzy tygodnie non stop "rozmawiał" z jednym
numerem audio-tele. Złodziej działa nadal - ostatnio pewien warszawski rencista
dowiedział się, że jest winien telekomunikacji 230 tysięcy złotych.
Michał M., student, który padł ofiarą tzw. phreakera (phreakerzy to odmiana hakerów,
komputerowych włamywaczy - specjalizują się w kradzieży impulsów telefonicznych)
szybko zorientował się, że z jego telefonem w wynajętym mieszkaniu dzieje się coś
złego.
- 26 czerwca usiłowałem dodzwonić się kilkakrotnie, ale numer był zajęty - opowiada
Michał M. - W biurze napraw uzyskałem informację, że z mojego telefonu ktoś wydzwania
do audio-tele. Natychmiast pojechałem do kawalerki. Drzwi były zamknięte, domofon
nie odpowiadał, ale telefon nadal był zajęty. Biuro napraw znów potwierdziło
połączenie z audio-tele. Zleciłem natychmiastowe odłączenie telefonu. Niestety
spłoszyłem złodzieja.
Michał M. powiadomił policję i prokuraturę. Od Ewy Chrzanowskiej, dyr. Zakładu
Telekomunikacji Warszawa Północ, uzyskał potwierdzenie, że "nastąpiła kradzież usług
telekomunikacyjnych". Rachunek opiewał na astronomiczną kwotę 100 tys. zł. Z bilingu,
czyli komputerowego wykazu rozmów, który Michał M. otrzymał dopiero po sześciu
tygodniach, wynikało, że "gadatliwy" oszust rozmawiał 24 godziny na dobę z numerem
0 700 71-323. Każda rozmowa trwała 15 minut i kosztowała średnio 52 złote.
Później następowała kilkunastosekundowa przerwa (na wybranie numeru) i rozpoczynało
się kolejne połączenie. Precyzja działania dowodziła, że rozmówcą był komputer.
Naciągacz posługiwał się dowodem osobistym osoby chorej psychicznie, która
notorycznie gubi dokumenty.
Lider światowego audio-tekstu
Numer 0 700 71-323 dzierżawi od Telekomunikacji Polskiej SA spółka WPI Polska,
należąca do WPI Group. Zamiast adresu na firmowej pieczątce spółka podaje numer
skrytki pocztowej. "Najdłuższa obecność (nie tylko w Polsce, ale także w
kilkudziesięciu państwach świata) oraz największy udział w polskim rynku (ponad
40 proc.) wraz z ogromnym doświadczeniem i możliwościami technicznymi czynią WPI
Poland liderem na rynku" - tak prezentuje się firma na swojej stronie w Internecie.
WPI Group przedstawia się jako "lider światowego audio-tekstu" działający w
Polsce i innych krajach Europy Wschodniej.
Zyskami z połączeń audio-tele WPI Polska dzieli się z TP SA najprawdopodobniej
pół na pół (szczegóły umowy objęte są tajemnicą handlową). TP SA wydzierżawia
pakiety - w każdym z nich mieści się 100 linii. Niektóre linie WPI Polska
poddzierżawia innym firmom, detalistom na rynku usług audio-tele.
W czerwcu pod numerem 0 700 71-323 działała "Złota linia" wysyłająca prezenty:
złote łańcuchy, srebrną biżuterię, kosmetyki i... bieliznę. Obecnie zgłasza się
linia "Wszystko dla domu". "Numer 0 700 71-323 był jednym z numerów promocyjnych
naszej firmy i został zamknięty ze względu na zakończenie okresu promocji" -
wyjaśnia WPI Polska.
- Zgodnie z kodeksem postępowania karnego przedmioty będące dowodem w sprawie
powinny być wydane na żądanie sądu lub prokuratora - mówi prokurator Katarzyna
Sawicka. - Niestety, WPI Polska udziela jedynie ogólnikowych informacji i robi
wszystko, aby sprawę odwlec. Do dziś nie wiem, komu "Złota linia" przesyłała
prezenty. Nie mogę przedstawicieli spółki traktować jako osób powiązanych z
przestępcą, choć stara łacińska maksyma mówi, że ten popełnił przestępstwo, kto
z niego skorzystał.
Zapałki i paragraf 22
Czy TP SA przelała pieniądze na konto spółki WPI Polska? Najprawdopodobniej tak.
Jacek Traczyński, odpowiedzialny w WPI Polska za kontakty z prasą, nie chce
rozmawiać na ten temat i prosi o przesłanie pytań faksem. Odpowiedź przychodzi
po miesiącu. WPI Polska zapewnia, że ściśle współpracuje z prokuraturą i "nigdy
nie popierała i na pewno nie będzie popierać procederu nielegalnego podłączania
się do linii telefonicznych". "W przypadku orzeczenia przez sąd winy osób
podejrzanych o kradzież impulsów na szkodę TP SA wszelkie wpływy wynikające z
ich działalności zostaną przez WPI zwrócone Telekomunikacji" - stwierdza Jacek
Traczyński. -"WPI nie jest w stanie odpowiadać za lekkomyślność innych ludzi
[wynajmujących mieszkania - przyp. L.K.], tak samo jak producent zapałek nie
odpowiada i nie może odpowiadać za wzniecane pożary". Oznacza to, że jeżeli
policja nie złapie złodzieja impulsów, WPI Polska pieniędzy nie odda.
Jedno jest pewne - TP SA jest zdania, że to Michał M., właściciel telefonu,
jest jej winien miliard starych złotych. Telekomunikacja chce więc uczestniczyć
w zyskach pochodzących z przestępstwa, podobnie jak spółka WPI Polska.
Zakład Telekomunikacji Warszawa Północ w odpowiedzi na reklamację złożoną przez
Michała M. odpisał, że "nie widzi podstaw do uznania roszczeń". "Służby
techniczne przeprowadziły szczegółowe badania urządzeń stacyjnych i liniowych
oraz układu zaliczającego jednostki licznikowe - napisała dyr. Ewa Chrzanowska.
- Badania te nie wykazały nieprawidłowości. Nie stwierdzono uszkodzeń mogących
mieć wpływ na nieprawidłowe zaliczanie jednostek. Nie stwierdzono również
jakichkolwiek śladów sugerujących wykorzystanie łącza przez osoby trzecie".
TP SA poinformowała Michała M., powołując się na paragraf 22 regulaminu, że
jeżeli w ciągu trzech miesięcy nie zapłaci rachunku, telefon zostanie wyłączony.
- Gdybym wiedział, że można zablokować połączenie z numerami audio-tele, to z
pewnością bym to zrobił - mówi Michał M. - Ale w regulaminie nie ma o tym słowa.
Telekomunikacja ze swojej strony nie zrobiła nic, aby złapać złodzieja. Przez
20 dni nikt nie zainteresował się faktem, że licznik nabija tak gigantyczną
liczbę impulsów. Pani dyrektor Chrzanowska zaproponowała mi rozłożenie zapłaty
100 tys. zł na 12 rat. Dla mnie jest to propozycja nie do przyjęcia.
Dyrektor Ewa Chrzanowska nie chce komentować sprawy Michała M. Mówi, że jej
nie pamięta.
Tymczasem złodziej impulsów z kawalerki Michała M. przeprowadził się do
mieszkania rencisty Wojciecha S. Początkowo dzwonił pod swój ulubiony numer
0 700 71-323, później pod cztery inne numery audio-tele. Pod koniec sierpnia
zniknął. Pozostawił po sobie rachunek opiewający na 240 tys. zł (2,4 mld st. zł).
- Wyliczyłem, że zapłacenie tego rachunku zajmie mi 25 lat i to pod warunkiem,
że telekomunikacja zrezygnuje z odsetek - mówi Wojciech S., który wciąż ma
nadzieję, że TP SA rozpatrzy jego reklamację pozytywnie.
Nie ma problemu
W Komendzie Głównej Policji działa od 1 września zespół do spraw zwalczania
przestępczości komputerowej. Policjanci tropią m.in. oszustów podrabiających
karty kredytowe i hakerów włamujących się do systemów komputerowych. Do zadań
zespołu należy również ściganie tzw. phreakerów i telepajęczarzy, czyli złodziei
impulsów telefonicznych.
- Aby skutecznie ścigać phreakerów, powinniśmy ściśle współdziałać z TP SA - mówi
nadkomisarz Krzysztof Jakubski z Wydziału ds. Przestępstw Gospodarczych KG Policji.
- Takiej współpracy jednak nie ma, gdyż telekomunikacja nie widzi problemu. TP SA
nie podejmuje zdecydowanych przeciwdziałań, gdyż wychodzi z założenia, że i tak
zapłacą za to klienci. Na Zachodzie podchodzi się do kradzieży impulsów bardzo
poważnie. Również polscy operatorzy sieci komórkowych utworzyli działy
współpracujące z organami ścigania. Natomiast w TP SA nie znam ani jednej osoby,
która zajmowałaby się pajęczarzami. Wszystko odbywa się klasycznie: złożenie
pisemnego zawiadomienia o przestępstwie, długi przepływ dokumentów. Na zatrzymanie
sprawcy jest często za późno.
Zdarza się, choć niezmiernie rzadko, że firmy oferujące usługi audio-tele zwracają
uwagę na "sztuczny tłok", który nagle pojawia się na ich łączach. W październiku
1996 r. firma audiotekstowa Hallo Info poinformowała Biuro Usług Telekomunikacyjnych
TP SA, że niektóre jej numery cieszą się dziwną popularnością. Dzwoniono z
południowo-zachodniej Polski. Wkrótce we Wrocławiu udało się złapać złodzieja,
który włamywał się do skrzynek telefonicznych i dzwonił do audio-tele. Spółka Hallo
Info wycofała ze swojego serwisu numer, którego fanem był wrocławski pajęczarz, i
zwróciła TP SA ponad 51 tys. zł.
Włamywacz z sekstelefonem
O tym, że kradzież impulsów telefonicznych może oznaczać poważne tarapaty finansowe,
przekonały się m.in. władze Akademii Medycznej w Gdańsku. Z wykazu połączeń
dostarczonych uczelni przez TP SA wynikało, że ubiegłoroczne telefony do audio-tele
kosztowały niemal 2 mln zł. Niektóre linie zajęte były przez 8 godzin dziennie, gdyż
ktoś namiętnie grał w telefoniczną zdrapkę, obsługiwaną przez spółkę Legion Polska.
Popularna była również "Złota linia" spółki WPI Polska. Akademia Medyczna wyposażona
była w starą centralę, która nie rejestrowała, z jakiego aparatu prowadzono rozmowy.
Gdańską prokuraturę zainteresował jednak wykaz laureatów zdrapki, na którym były
nazwiska telefonistek z Akademii Medycznej oraz członków ich rodzin. Dowodem w
sprawie sądowej będą również głosy zdrapkowiczek utrwalone na taśmie magnetofonowej
oraz ponad 500 kartek pocztowych, które wysłały do organizatora konkursu.
Epidemia rozmów z audio-tele dotknęła również spółkę Ciech, która w styczniu
reklamowała w Zakładzie Telekomunikacji Warszawa Południe astronomicznie wysokie
rachunki. Połączenia wychodzące z zakładowej centralki nie były ewidencjonowane
przez wewnętrzny system rozliczeniowy. Z numerami audio-tele, należącymi do WPI
Polska, łączył się komputer podłączony nielegalnie do linii przez złodzieja impulsów.
Reklamację Ciechu uwzględniono. TP SA zażądała od WPI Polska zwrotu 215 tys. złotych.
Podobne przygody ze złodziejami impulsów miała firma Macrosoft. Rozmowy z audio-tele
trwały zawsze 10 minut i odbywały się między północą a godziną 6 rano. Gdy kończyła
się jedna rozmowa, rozpoczynała się druga. Dzwonił komputer.
Telefoniczny naciągacz niekoniecznie musi kojarzyć się z inteligentnym hakerem,
wyposażonym w komputer. 22-letni mieszkaniec Łeby stosował prostszą metodę -
włamywał się do nieczynnych wiosną barów i dzwonił do sekstelefonów. W końcu w
kilkunastu barach zainstalowano alarm, który o włamywaczu miał ostrzegać centralę
telefoniczną w Lęborku. W kwietniu policjanci zatrzymali złodzieja ze słuchawką w
ręku.
Abonent zobowiązany jest płacić
Telepajęczarzy, którzy naciągnęli Bank Spółdzielczy w Bierutowie (woj.
wrocławskie) na 15 tys. zł, usiłuje znaleźć Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy. TP SA
zagroziła, że wyłączy telefon, jeżeli bank nie zapłaci rachunku. Rejestr połączeń
centrali banku wykazuje jednak, że z "pechowego" telefonu rozmawiano jeden raz w
ciągu miesiąca, natomiast biling sporządzony przez TP SA wykazał 1105 połączeń i to
w nocy, gdy bank jest zamknięty. Telekomunikacja odrzuciła reklamację, mimo iż
okazało się, że puszka z kablami na budynku banku nie była zabezpieczona przed
pajęczarzami.
- Z bilingu wynika, że rozmawiano 24 godziny na dobę - mówi Małgorzata Skoczylas,
wiceprezes banku. - Na pewno żaden pracownik nie miał takiej możliwości.
Z TP SA wojuje od początku roku niewidomy mieszkaniec Trzebnicy Tomasz Dydo, któremu
spółka wystawiła za trzy miesiące rachunki opiewające na 36 tys. zł. Interweniował już w
Najwyższej Izbie Kontroli i w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
- Podłączono mi telefon 31 grudnia ubiegłego roku - mówi Tomasz Dydo. - Za ten jeden
dzień dostałem rachunek na 20 złotych, co już wydawało mi się dziwne. Ciągle na linii
było słychać rozmowy osób trzecich. Zgłosiłem to do biura napraw, ale pani, która
miała dyżur, stwierdziła kategorycznie, że nic się nie dzieje. W marcu dostałem
rachunek: 18 243 zł. To był szok dla całej rodziny. Wydruk połączeń miał 19 stron,
większość to rozmowy z audio-tele. Jestem niewidomy od urodzenia. Gdy reklamowałem
rachunek, pani w telekomunikacji sugerowała mi, że pewnie w domu nie mam nic do
roboty i zachwyciłem się telefonem.
Pilnować telefonu i kabla
W ciągu ostatnich dwóch lat liczba połączeń z numerami audio-tele wzrosła trzykrotnie.
Z audio-tele najczęściej korzysta młodzież - liczba połączeń rośnie w czasie ferii i
wakacji. TP SA często odrzuca reklamacje, argumentując, że na przewodach nie ma śladu
podczepienia się pajęczarza.
- Nie trzeba zdejmować izolacji z kabla - komentuje jeden z polskich phreakerów.
- Najlepiej uciąć wtyczkę od telefonu i do obu żył dolutować igły. Wbijamy igły w
kabel, dzwonimy, potem je wyciągamy. Elastyczna izolacja zakrywa dziury i nie ma śladu.
Winę za astronomiczne rachunki ponoszą jednak również sami abonenci, którzy po prostu
nie potrafili upilnować telefonu. Mieszkańcowi Wrocławia, któremu ekipa remontująca
mieszkanie "wydzwoniła" 15 tysięcy złotych, telekomunikacja rozłożyła rachunek na 36
miesięcznych rat. W Białymstoku 4-letnia dziewczynka chciała wygrać rower i pralkę
dla mamy. Dziecięce marzenia kosztowały rodziców 3 tysiące zł.
"Pilnowania telefonu" nie ułatwiała również TP SA, która do niedawna odmawiała
blokowania numerów 0700, nawet wówczas, gdy zachodziło podejrzenie, że pod linię
podpiął się złodziej impulsów. Telekomunikacja tłumaczyła, że nie pozwala na to
regulamin usług.
Forma energii
Stary kodeks karny nie przewidywał kary dla złodziei impulsów. Obecnie, na mocy art.
285 k.k., grozi im do 3 lat więzienia.
W kwietniu Prokuratura Rejonowa w Gnieźnie umorzyła dochodzenie przeciwko młodemu
mężczyźnie, który skutecznie "ogłupiał" publiczny automat i dzwonił z niego za darmo
do audio-tele. Straty TP SA przekroczyły 13 tys. zł. Prokurator uznał impulsy
telefoniczne za formę energii elektrycznej, której zabór jest wykroczeniem i...
skierował wniosek do kolegium.
Podobnie postąpiła Prokuratura Rejonowa Poznań Grunwald, umarzając postępowanie wobec
Gerarda D. (znikomy stopień społecznego niebezpieczeństwa czynu), który otwierał
skrzynki telefoniczne i podłączał się do linii poznańskich firm, aby rozmawiać z żoną
przebywającą w Libii, doniósł tygodnik "Prawo i Życie", w ubiegłym roku tylko w
województwie poznańskim umorzono 14 dochodzeń wobec schwytanych sprawców kradzieży
linii napowietrznych i kabli.
W czerwcu łódzcy policjanci zatrzymali dwie młode kobiety, które z budki telefonicznej
dzwoniły 8 godzin dziennie pod numer audio-tele, dzierżawiony od spółki WPI Polska
przez Tomasza K. W torbach miały kanapki i termosy z herbatą. Policjantów zaintrygowało,
że choć automat był jeden, to obydwie panie miały w ręku słuchawkę. Druga słuchawka
umożliwiała tzw. połączenie na krótko i dzwonienie gratis. Kobiety otrzymywały od
szefa 3 zł za każde połączenie trwające kilkanaście minut. Tomaszowi K. łódzka
prokuratura przedstawiła zarzut kierowania związkiem przestępczym i zagarnięcia mienia
- 50 tys. zł - na szkodę TP SA.
Ożywić budkę
- Znam przynajmniej 60 metod oszukiwania telekomunikacji - mówi nadkomisarz Krzysztof
Jakubski. - Większość z nich można znaleźć w Internecie. Centrale telefoniczne mają
swoje kody dostępu. Zawsze istnieje możliwość wejścia do takiej centrali i zrobienia
tzw. tylnych drzwi. Na rynku pojawiły się symulatory kart telefonicznych, które
umożliwiają dzwonienie z automatów za darmo. Ale nawet w krajach, w których
wprowadzono karty chipowe, koncerny telekomunikacyjne nie są w stanie w 100 procentach
zabezpieczyć się przed phreakerami.
Polscy phreakerzy wymieniają się doświadczeniami w Internecie na tzw. kanałach
IRC-owych. Zakładają również własne strony WWW, na których można dowiedzieć się m.in.,
jak ożywić "pożyczoną" budkę telefoniczną (nie jest to proste, gdyż skradziony automat
natychmiast łączy się z centralą i woła o pomoc), jak zbudować telefon do bezpłatnego
dzwonienia (phreakomat), jak wpiąć się do linii sąsiada itp. Można również oglądać
fotografie części rozbebeszonych automatów: niebieskiego i srebrnego urmeta.
Autorzy stron zastrzegają, że informacje zamieszczają wyłącznie w celach edukacyjnych
i nie odpowiadają za straty poniesione przez TP SA.
Co trzeba, aby zostać telefonicznym hakerem? "Trzeba mieć dużo cierpliwości,
samozaparcia, nie cieszyć się pierwszymi sukcesami, mieć trochę talentu do telefonów
i komputerów" - twierdzi znany polski phreaker, ksywa Trinitrotoluene, autor
podręcznika bezpłatnego telefonowania. - "Ze sprzętu wystarczy mieć tone dialera i
telefon do podpinania się. Wbrew pozorom phreaking w Polsce jest ciągle bardzo
bezpieczny".
Tone dialer - urządzenie do odsłuchiwania nagrań z automatycznej sekretarki - jest
podstawowym narzędziem pracy polskiego phreakera. Skutecznie ogłupia automaty
telefoniczne, trzeba tylko wiedzieć jak z niego korzystać. Kosztuje od 20 do 40 zł,
można go kupić w niektórych sklepach z telefonami. Dostępny jest również zestaw z
częściami do samodzielnego montażu. Adresy sklepów, które go sprzedają, publikował
swego czasu miesięcznik "Elektronika Praktyczna".
Dwie iskry na kabel
W swoim podręczniku Trinitrotoluene omawia kilkadziesiąt sposobów oszukiwania
telekomunikacji. Do najprostszych i najmniej skutecznych należy "metoda udarowa"
na małe żetonowce, czyli stare automaty telefoniczne. "W momencie, kiedy automat
chce żetonu, to otwiera klapkę w otworze wrzutowym - poucza Trinitrotoluene. - W
tym momencie uderzamy pod otworem, na prawo od tarczy. Klapka się zamyka, a automat
o żetonie zapomina". Trinitrotoluene przyznaje jednak, że stara metoda ma więcej
wad niż zalet: wzbudza zainteresowanie przechodniów ("no bo jednak przywalić trzeba")
i jest zawodna ("nowe żetonowce mają mechanizm na tylnej ściance i już nie tak łatwo
przygrzmocić").
Do klasycznych sposobów należy metoda "na łyżkę" i "dwie iskry na kabel".
- Aby połączenie było utrzymane, trzeba ciągle kręcić zapalarką. Ten patent jest
cieniutki, bo po krótkim czasie boli łapa od ruszania zapalarką, a poza tym działa
to na 20 - 30 proc. aparatów - narzeka Angel, jeden z polskich phreakerów.
- Ostatnio rozmawiałem z gościem z TP SA, który uparcie uważał, że nie da się
phreakować z automatów na kartę - opowiada w Internecie Michał. - Zdziwił się mocno,
gdy pokazałem mu, jak się dzwoni z byle budki, zupełnie za darmo, do Kanady.
Wyższym etapem wtajemniczenia jest podrabianie kart telefonicznych. Na starą kartę
phreakerzy naklejają odpowiednio nagraną taśmę z magnetofonu szpulowego lub taśmę
wideo Hi8 (VHS ponoć do tych celów się nie nadaje). Preakerzy, którzy idą na
łatwiznę, po prostu blokują wyloty automatów i opróżniają je poźniej z kart,
które zostały wewnątrz.
- Są różne sposoby ponownego zapisu karty - twierdzi Michał. - Niektórzy delikatnie
szlifują zniszczony przez automat nośnik i dopiero wtedy nagrywają. Inni po prostu
naklejają taśmę Hi8. Co trzeba zapisać? Wystarczy wykorzystać prosty generator
sinusoidalny i odpowiednio dobrać prędkość przesuwu taśmy.
- We Wrocławiu pojawiły się masowo nagrywarki do kart magnetycznych - mówi 20-letni
Michał, pseudonim Viedźmin, jeden z najlepszych polskich phreakerów. - Kiedyś można
było robić fajne numery na starych centralach Pentaconta, które Amerykanie podarowali
Wrocławiowi tuż po wojnie. Teraz jest trudniej, bo centrale są nowoczesne, a
automaty przeprogramowano z tonowych na pulsacyjne. Za pomocą paru sztuczek można
z nich jednak dzwonić za darmo.
TP SA nie ma szacunkowych danych dotyczących strat spowodowanych przez phreakerów.
Nie zatrudnia również ludzi, którzy zajmowaliby się na co dzień walką ze złodziejami
impulsów.
|